Przedstawiamy Państwu nowy cykl artykułów, których bohaterkami będą kobiety mieszkające na obszarach wiejskich, zajmujące się rolnictwem i jednocześnie mające odwagę realizować swoje młodzieńcze marzenia...... |
Pani Irena w swoim królestwie
Przedstawiamy Państwu nowy cykl artykułów, których bohaterkami będą kobiety mieszkające na obszarach wiejskich, zajmujące się rolnictwem i jednocześnie mające odwagę realizować swoje młodzieńcze marzenia, a nawet odnosić na tym polu całkiem spore sukcesy. Cykl rozpoczynamy od zaprezentowania sylwetki pani Ireny Koprowskiej, która tworzy piękne, witrażowe dzieła sztuki.
Na rozmowę umówiłyśmy się w galeryjce, którą pani Irena otworzyła rok temu w centrum Lubniewic. Czas pokazał, że wówczas podjęta decyzja była słuszna.
Danuta Dreczkowska: Pani Ireno, wiem że pani rodzinnymi stronami są Mazury. Co zdecydowało o tym, że zamieniła pani wielkie mazurskie jeziora na nasze lubniewickie?
Irena Koprowska: Pochodzę z niewielkiego miasteczka Wielbark pod Szczytnem. Po maturze podjęłam pracę w Kombinacie Rolnym w Szczytnie i jednocześnie rozpoczęłam zaocznie naukę na kierunku rolniczym. W latach osiemdziesiątych mąż dostał interesującą ofertę pracy i skorzystał z niej. Do podjęcia takiej decyzji skusiły nas lepsze gleby w porównaniu do mazurskich, bo wówczas wyniki pracy są bardziej zadowalające. Najpierw na kilka miesięcy trafiliśmy do Słońska, a następnie do Gospodarstwa Rolnego w Zarzyniu, należącego do Kombinatu Rolnego w Lubniewicach. Gospodarstwo posiadało około 600 ha dobrej ziemi, fermę owiec liczącą 5 000 sztuk w cyklu zamkniętym i oborę na 50 stanowisk. Mąż był odpowiedzialny za produkcję roślinną, a ja miałam pod opieką zwierzęta. Moim oczkiem w głowie były dwie owczarnie eksportowe. Dobre czasy zakończyły się wraz z katastrofą elektrowni atomowej w Czarnobylu w kwietniu 1986 roku. Wówczas załamał się eksport żywca baraniego i to był początek końca tej fermy. W 1988 roku dyrektor kombinatu zatrudnił męża na swojego zastępcę i w ten sposób znaleźliśmy się w Lubniewicach.
Wiesława Matyka: Jak to się stało, że posiadacie tak duże gospodarstwo rolne w Suszycach?
I.K.: Po ogłoszeniu konkursu na kierownika gospodarstwa rolnego w Suszycach mąż do niego przystąpił i wygrał. Po transformacji systemowej w Polsce, utworzyliśmy w 1993 roku spółkę z o.o. i po pewnym czasie zostaliśmy jej jedynymi udziałowcami. Gospodarstwo miało aż 364 ha ziemi ornej. Zawsze lubiłam pracę w ogrodzie, ale nigdy nie myślałam, że trzeba będzie ogarnąć aż tyle ziemi. Mąż zajął się polami, m.in. produkując kwalifikowany materiał nasienny, a ja trzodą chlewną w cyklu zamkniętym o stanie średniorocznym 400 sztuk. Potem nastały czasy, kiedy względy ekonomiczne i zaostrzone kontrole spowodowały rezygnację z uprawy materiału siewnego. Brak taniej paszy, którą pozyskiwaliśmy z czyszczenia kwalifikatów, spowodował, że chów świń stał się nieopłacalny, a problemy z zatrudnieniem wykwalifikowanej siły roboczej zadecydowały o wycofaniu się z produkcji zwierzęcej. Kilka lat temu dołączył do naszej spółki syn Grzegorz, który ukończył Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu i przejął dużą część obowiązków związanych z gospodarstwem. Natomiast ja zajmuję się prowadzeniem dokumentacji: przygotowywaniem danych do biura księgowego, pisaniem pism urzędowych oraz pilnowaniem rachunków. Gospodarstwo nadal ma 364 ha, ale 156 ha jest już naszą własnością, a niebawem podpiszemy akt notarialny kupna na kolejne 65 ha. Uprawiamy pszenicę, pszenżyto, żyto, jęczmień, owies, łubin i rzepak. Nie mamy problemu ze zbytem, ponieważ współpracujemy ze stałymi odbiorcami. Ponadto posiadamy magazyny do przechowywania plonów, przez co jesteśmy niezależni i sprzedajemy nasze ziarno po korzystnej cenie. Nasze gospodarstwo jest w pełni usprzętowione, ale w planach mamy inwestycje związane z modernizacją budynków. Park maszynowy został częściowo sfinansowany z funduszy unijnych.
D.D.: Pani córka ma wykształcenie rolnicze. Czy również pomaga w gospodarstwie?
I.K.: Mimo, że Monika ukończyła studia na Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, to jednak znalazła inny sposób na życie. Posiada w Sulęcinie gabinet kosmetyczny, który wyposażyła korzystając z funduszy na samozatrudnienie.
W.M.:Jak się zaczęła pani przygoda ze szkłem?
I.K.: Już od dziecka miałam manualne zdolności, potrafiłam sobie sama coś modnego uszyć, a w wolnym czasie lubiłam zajmować się różnymi robótkami ręcznymi. Moja zabawa ze szkłem rozpoczęła się w 1990 r. i sprawił to przypadek. Pojechałam ze znajomym do hurtowni szkła artystycznego w Berlinie i tam dostałam olśnienia, że właśnie witraże są tym, co chciałabym robić, gdy będę miała więcej czasu dla siebie. Następnym krokiem była wizyta w pracowni kolegi i szybkie przeszkolenie. Potem przez dwa lata sama się uczyłam korzystając z różnych poradników. Pierwsze prace miałam ochotę wyrzucić przez okno, ponieważ nie spełniały moich oczekiwań, a teraz biorę taflę szkła i bez większego zastanowienia realizuję swój pomysł. Na początku zajmowałam się głównie wyrobem lamp, które były wiernymi replikami lamp Tiffany,ego (technika znana i ceniona na całym świecie). Moje lampy, dla których zarywałam noce, rozchodziły się w Niemczech jak świeże bułeczki. Ponieważ nie było wówczas Internetu, klienci docierali do mnie pocztą pantoflową, pomocne były także zdjęcia moich lamp rozdawane znajomym.
Warning: No images in specified directory. Please check the directory!
Debug: specified directory - https://www.archiwum.lodr.pl/images/stories/Przedsiebiorczosc/2014/witrazowe-wariacje/DSC09672--.jpg
D.D.:Proszę powiedzieć jak powstają te artystyczne cacka?
I.K.: Najpierw muszę zaopatrzyć się w szkło i inne potrzebne akcesoria. W tym celu jadę do sprawdzonej hurtowni w Berlinie. Taki wyjazd to wydatek około tysiąca euro. W domu, rozpakowując towar, zastanawiam się dlaczego tak dużo wydałam. I myślę sobie, że mam kosztowną pasję, a następnie zabieram się do pracy. Najbardziej lubię pracować na szkle spectrum i uroboros (produkowane tylko w pięciu miejscach na świecie), które jest bardzo wysokiej jakości i dlatego mogę osiągnąć odpowiedni, zamierzony efekt. Każdy wycięty przeze mnie kawałek szkła jest dokładnie szlifowany, potem obłożony taśmą miedzianą i w miejscu łączenia lutowany cyną. W zależności od potrzeby wyrób się patynuje.
W.M.: Jesteśmy oczarowane mnogością i różnorodnością wyrobów artystycznych. Czy to wszystko jest pani dziełem?
I.K.: Odkąd syn przejął część obowiązków w gospodarstwie, mogę więcej czasu poświęcić na swoje hobby. Ciągle przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Ostatnio z kawałków szkła, które zalegały w warsztacie zrobiłam oryginalne lampiony. W galeryjce znajdują się wyroby artystyczne mojego autorstwa, ale zdarzają się klienci, którzy mają swoje pomysły
i ja je realizuję. Jednak zanim wykonam wersję ostateczną, konsultuję projekt z zamawiającym. Dużym zainteresowaniem cieszą się płaskie witraże z zatopionymi zasuszonymi roślinami (kwiaty, zioła, chwasty), a także biżuteria, kinkiety, aniołki i użytkowe szkatułki. Skorzystałam również dwukrotnie z warsztatów, na których nauczyłam się filcować. Z filcu też można wyczarować interesujące rzeczy, które obecnie są bardzo modne i chętnie kupowane.
Warning: No images in specified directory. Please check the directory!
Debug: specified directory - https://www.archiwum.lodr.pl/images/stories/Przedsiebiorczosc/2014/witrazowe-wariacje/DSC09710--.jpg
D.D.: Czy są jeszcze jakieś marzenia, które chce pani zrealizować?
I.K.: Zawsze chciałam nauczyć się malować i dlatego od zeszłego roku uczęszczam do Gminnego Ośrodka Kultury w Lubniewicach na warsztaty malarskie „Nikiforki”. Pod okiem pani Eli Neuman - artystki z Gorzowa Wlkp. uczymy się różnych technik malarskich. Z tych zajęć jestem zadowolona, dużą satysfakcję mam z tego, że moje prace są oceniane pozytywnie przez prowadzącą. Więc może z tego urodzi się coś ciekawego.
W.M.: W jaki sposób promuje pani swoją twórczość?
I.K.: Przekonałam się, że najlepszą formą promocji jest udział w różnego rodzaju imprezach masowych: jarmarkach, festynach i targach. W zeszłym roku zostałam zaproszona do uczestnictwa w konkursie „Na najciekawsze stoisko rękodzieła ludowego” zorganizowanym podczas Targów Rolniczych Lubniewice 2013, które odbyły się w Gliśnie. Był to mój debiut w tego typu imprezie i zostałam mile zaskoczona, bo od razu odniosłam sukces - zajęłam drugie miejsce. Dodatkową korzyścią był bezpośredni kontakt z klientami. Dobrze wspominam wyjazd do Krakowa na Targi Turystyczne, gdzie moje prace cieszyły się dużym powodzeniem. Natomiast jesienią odwiedziłam Skansen we Wdzydzach Kiszewskich na Kaszubach, gdzie odbywał się jarmark świąteczny. Mimo, że takie wyjazdy są męczące, to jednak warto tam bywać z wielu powodów. Przywożę nowe pomysły, które od razu po powrocie zapisuję, a później do nich wracam, ale przede wszystkim nawiązuję kontakty i nowe znajomości. Teraz zostałam zaproszona i przygotowuję się do udziału w jarmarku wielkanocnym organizowanym w Schwedt. Jednak uważam, że głównym nośnikiem informacji jest Internet i dlatego mam swoją stronę www.witrazowe-wariacje.pl. W ten sposób istnieję w sieci i dlatego jestem zapraszana na różnego rodzaju imprezy.
D.D.: Co zdecydowało, że w dobie kryzysu odważyła się pani zainwestować w galeryjkę?
I.K.: Na początku skontaktowałam się ze sklepami pamiątkarskimi, aby sprzedawały moje prace, ale to nie wypaliło. Wówczas postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i otworzyć galeryjkę w Lubniewicach. Największy ruch był w lecie, bowiem naszą miejscowość odwiedzają turyści z całej Polski i z zagranicy, zwłaszcza z Niemiec. Po wakacjach mam najwięcej zamówień składanych przez Internet, ponieważ klienci odwiedzający galeryjkę otrzymują moje wizytówki.
W.M.: Jak pani poza sezonem przyciąga klientów?
I.K.: Ażeby poszerzyć asortyment, to na różne okazje przygotowuję specjalną ekspozycję, np.: wieńce adwentowe, stroiki świąteczne, upominki walentynkowe, kompozycje wielkanocne.
Warning: No images in specified directory. Please check the directory!
Debug: specified directory - https://www.archiwum.lodr.pl/images/stories/Przedsiebiorczosc/2014/witrazowe-wariacje/DSC09577--.jpg
Dziękujemy pani za rozmowę, życzymy powodzenia w prowadzeniu biznesu, realizacji marzeń i nowych, ciekawych pomysłów.
Tekst i foto: Danuta Dreczkowska Wiesława Matyka LODR Oddział Lubniewice |